Niewinnie połyskujace fale górskiego jeziora hipnotyzują wpatrzonego w topiel wędrowca. Cienie ciągnących się wzdłuż rozlewiska masywnych wzniesień porośniętych gęstym lasem dopełniają zwodniczego klimatu sielanki, pozwalając by wędrowiec zapomniał o legendzie tego miejsca. A wędrowiec powinien mieć się przecież na baczności, bowiem w nieprzeniknionych wodach Loch Ness mieszka ponoć straszny potwór... Czy Nessie to stwór rzeczywisty, czy jedynie monster komercji i turystyki rodzinnej nie moja rzecz. Póki co jednak, jedyny dojrzany potwór nad tym jeziorem, to ma maszyna :P
Wczorajsza droga na północ minęła tyleż przyjemnie, co ciekawie. Szarawe bloczyska Glasgow zniknęły szybko w tylnych lusterkach, a A82 wtuliła się w wązkie doliny Highlandu. Pierwszy Loch, pierwsze tłumne grupki autokarowych turystów, pierwsze długie kawalkady motocykli. W górę i w górę, droga wiła się pomiędzy tępymi wziesieniami o skalistych, łysych zboczach, przyglądających się w rozlanych po dolinach
>>> jeziorach. Sokół połykał szybko kolejne rozciągnięte malowniczo kilometry, hamowany jedynie nieodpartą potrzebą jeźdzca by chwytać w kadr wszystkie te cudowności natury. Wyrobiłem sobię nową sprawność cykania fotek w rękawicach i bez zdejmowania kasku :P Teraz pora na kolejny stopień – fotografowanie znad kierownicy w biegu...
340km zajęło cały dzionek. Kask co chwila wypełniały dźwięki uniesień i radości. Nigdy wcześniej nie doświadczałem drogi tak intensywnie, tak blisko, tak dokładnie. Każdy zapach; czy to obornika kiszonego na farmie, czy mokrego lasu przesiąkniętego wonią świerzej rzywicy, każdy refleks na zroszonym wilgocią asfalcie, każdy cień wiatru kołyszący motocyklem, szepcze duszy swoją krótką opowieść, na przytaczanie słów której nie ma tutaj miejsca. Okupiona trudem siłowania się na postojach z trzystoma kilogramami na dwóch kółkach, podrażnionymi od drgań kierownicy nadgarskami, czy choćby swędzącym pod kaskiem nosem, którego nijak podrapać wśród górskich zakrętów, okupiona tym wszystkim droga jest bezcenna. Za nic nie zamieniłbym tego doświadczenia na inne...
Dotarwszy do Loch Ness na próżno szukałem godnego pola namiotowego nad brzegiem jeziora. Pokręciwszy się nieco po okolicy wylądowałem w końcu w stolicy legendarnego regionu, by spędzić nockę w przytulnym Loch Ness Beckpackers. Pokój przyszło mi dzielić z pewnym dziarskim staruszkiem, który choć z aparatem sluchu i w okularach o szkłach grubości butelkowego denka, szykował się na ostatni etap swojej wędrówki szlakiem Wielkich Jezior.